Przemoc nasza codzienna

Data:
Ocena recenzenta: 7/10

Nagrodzony w Cannes Un Certain Regard, a otwierający 8. Festiwal Filmów Świata Ale kino+, meksykański kandydat do Oscara, dramat „Pragnienie miłości” to pozornie prosta i zwodniczo spokojna opowieść o świecie, w którym przemoc jest na porządku dziennym, nikogo nie dziwi, nie wzrusza, nie skłania do ocen moralnych.

Historia jest prosta – nastolatka z ojcem przeprowadzają się do nowego miasta, oficjalnie po zmianie przez tatę pracy, lecz za ich przeprowadzką kryje się tłumiona i niewypowiedziana tragedia. Starają się zachowywać jakby nic się nie wydarzyło, jednak emocje i uczucia, którym nie pozwalają wydostać się na zewnątrz, od czasu do czasu dają o sobie znać. Wydają się z pozoru spokojni, nieco smutni, a może melancholijni, lecz można dostrzec w ich zachowaniach zwiastuny toczącej się w nich burzy. Plus dla reżysera, że dużo pokazuje, a mało dowiadujemy się wprost ze słów wypowiadanych przez bohaterów.

Po przeprowadzce Alejandra (w skrócie: Ale) trafia do nowej szkoły, w której szybko znajduje grupkę znajomych. Razem głównie piją i śmieją się z siebie nawzajem. Ale na jednej z takich imprez wypija za dużo i ląduje w łóżku z jednym z chłopaków z paczki, który nagrywa ich zbliżenie, a następnie rozsyła po wszystkich znajomych. Od tego momentu dziewczyna jest lżona i poniżana przez niedawnych przyjaciół. Wszystko znosi z cierpliwością i spokojem, a jej ojciec nie ma pojęcia, co się dzieje z jego córką. Do momentu, gdy Ale, będąca świetną pływaczką, na wycieczce szkolnej, która przemienia się dla niej w koszmar, wskakuje do oceanu i odpływa. Dopiero jej zniknięcie sprawia, że ojciec dowiaduje się o gehennie, którą przeszła córka.

Świat, w którym żyją bohaterowie jest rzeczywistością amoralną. Przemoc, napastowanie, znęcanie się nad drugą osobą, gwałt, zabójstwo to coś, co się zdarza. Ofiary nie mają głosu. Mogą tylko stać się katami. Nie ma do kogo się zwrócić o pomoc. W takiej interpretacji filmu łatwo dostrzec analogię do współczesnego Meksyku, w którym wiele miast kontrolują kartele narkotykowe, mające w kieszeniach policję, wojsko, władze. Ludzie giną bez śladu lub przeciwnie – okaleczone zwłoki wiszą w publicznych miejscach, by gang mógł pokazać, że on teraz rządzi na jakimś terenie. Meksykanie pracują za psi pieniądz w przygranicznych fabrykach, w których nie słyszano o czymś takim jak prawo pracy, czy prawa człowieka. Można też przyjąć interpretację bardziej egzystencjalną, abstrahując od meksykańskiej rzeczywistości. Tak czy inaczej, ten film niepokoi i dzięki swojej nieoczywistości (dlaczego dziewczyna się nie broni? dlaczego nie szuka pomocy?) skłania do poszukiwania odpowiedzi na nasuwające się pytania.

Obejrzane podczas 8 edycji Filmów Świata Ale kino+

Zwiastun:

nikogo nie dziwi ? przecież nikt tego nie widzi ? kamera nigdy nie pokazuje ani nauczyciela, ani osobę postronną która by widziała i nie zareagowała więc trudno o stwierdzenie że nikogo nie dziwi... pod względem psychologicznym ten film jest dla mnie bardzo wiarygodny, jednak brakuje mu siły angażującej, reżyser moim zdaniem zbytnio usuwa się ze swoimi poglądami i emocjami. chyba za mało wie o mechanizmach społecznych i psychologii żeby tak postąpić, to nie znaczy że film byłby naukowy bo interpretacje zachowań społecznych przybierają różne perspektywy i tego mi trochę zabrakło - pytania o przyczynę obecnego stanu rzeczy (Polanski szukał tego jej np w świadomości rodziców w Rzezi). Oglądamy samą powłokę zewnętrzna zdarzeń - dla mnie to za mało. artysty musi swoją sondę puścić głębiej. Chociażby w lepszych świecie poszło dalej.

Oni nie żyją w jakiejś społecznej pustce. Otoczenie raczej nie chce dostrzegać tego, co się dzieje, a ojciec jest zbyt pogrążony we własnych problemach, żeby dostrzec to, co się z córką dzieje. Ojciec jest jedyną osobą, której na dziewczynce zależy, reszta jest obojętna. Symbolem takiego przymykania oczu jest dla mnie reakcja policji. I nieprawda, że nie ma pewnego wytłumaczenia dla tego, co się tam dzieje. Jest nim końcówka filmu.

co się niby z córką dzieje ? moim zdaniem nic... i to jest chyba największa zaleta tego filmu... to raczej ze wszystkimi innymi coś się stało ! za chwilę usłyszę że to ona prowokuje tą sytuację... może ten film jest jednak bardziej gorzki niż nam się wydawało...

Zgadzam się z @tangerine, że film za mało angażuje. Czułem się jakbym oglądał wszystko trochę zza szyby, bez żadnego komentarza. Czasem takie podejście reżysera się udaje, np Haneke często tak robi ("Funny Games", "Cache"), ale wtedy film musi być znacznie bardziej sugestywny, znacznie mocniejszy, bardziej przerażający, żebym coś poczuł i żebym zaczął zastanawiać się nad tym co się właściwie stało.


Nie mogę zgodzić się z tezą o niezwykłej wiarygodności psychologicznej. Tytuł filmu (oryginalny) sugeruje punkt odniesienia, którym jest Lucia. To imię ani razu w filmie nie pada (może coś przeoczyłem). Można domyślać się, że jest to imię matki. Jeśli tak, to nie można nie zauważyć faktu, że bohaterka znacznie lepiej znosi stress związany ze stratą bliskiej osoby, niż jej ojciec. Stanowi od niego znacznie silniejszą konstrukcję psychiczną. Trudno uwierzyć, aby tak silna psychicznie osoba o ekstrawertycznym usposobieniu i aktywna w codziennym życiu zachowywała się tak biernie i była tak podatna na poniżanie - tego nie tłumaczy podświadome obwinianie się o śmierć matki. Paradoksalnie bardzo dobre zakończenie wynika niestety z konieczności uwiarygodnienia zachowania bohaterki i jej ojca i wpisuje się w klasyczną koncepcję happy endu, a to może sugerować, że inne zakończenie byłoby co najmniej równie dobre. Podzielam zdanie, że przesłanka na której opiera się film jest naciągana.

Ale o jakiej bierności tak naprawdę mówimy? Co miała niby zrobić? Podjęła próbę oporu, dostała po łapach (scena z telefonem). Próbowała nawiązywać normalne relacje z koleżankami, została wystawiona i oszukana. Więc uwierzyła, że jak przeczeka, to wszystko minie. Ja potrafię uwierzyć, że sądziła, że to zadziała (choć nie zadziałało). Z ojcem ani wychowawcami o tym rozmawiać nie mogła, bo musiałaby się przyznać do tego co zrobiła. Uważała się za silniejszą od ojca, nie chciała go obciążać, wierzyła, że sobie poradzi. I - koniec końców - okazało się zresztą, że miała rację, bo ona sobie poradziła, a ojciec nie bardzo. Ja bym się oczywiście nie zachował tak jak główna bohaterka, ale to nie oznacza, że film jest niewiarygodny psychologicznie. Dla mnie był wiarygodny.

absolutnie zgadzam się z doktorem pueblo; przypomina mi się Kobieta pod presją gdzie zachowanie głównej bohaterki spotyka się z podobną oceną; zamiast próbować zrozumieć ofiary, szukamy usprawiedliwień dla przemocy, tak ja wcześniej pisałem: okazuje się, że ten film zyskuje dodatkowo w dyskursie z widzami, znaczy że reżyser skomunikował się z emocjami społeczeństwa za pomocą swojego dzieła, że wyszedł poza poznawczy aspekt dzieła

i jeszcze chciałbym sparafrazować klasyczny polski film: "jeżeli to były wesoła piosenka to skąd te łzy". może to jest też film o tym, że ocena naszych zachowań nie musi być natychmiastowa, że są zewnętrzne instancje oceny, odpowiedzialność za nasze czyny będziemy ponosić w przyszłości.

i jeszcze chciałbym sparafrazować klasyczny polski film: "jeżeli to były wesoła piosenka to skąd te łzy". może to jest też film o tym, że ocena naszych zachowań nie musi być natychmiastowa, że są zewnętrzne instancje oceny, odpowiedzialność za nasze czyny będziemy ponosić w przyszłości.

Dodaj komentarz